Przejdź do głównej zawartości

Muzeum na Ł3


Dziś chcemy Was zaprosić na ulicę Łazienkowską pod numer 3. Co prawda jeszcze nie na sam stadion, ani na mecz - ale do miejsca, które opowiada to co lubimy najbardziej - historię. A historia to niezwykła bo dotyczy jakże by inaczej - Legii Warszawa oczywiście. Miejscem gdzie można się z nią zapoznać jest klubowe muzeum mieszczące się w murach stadionu. Wbrew pozorom nie tylko o piłce mówi historia tam opowiadana, ale po kolei. Wejście do sal ekspozycyjnych wiedzie przez przeszklone drzwi i recepcję, za której ladą uprzejma i uśmiechnięta pani wita gości i wskazuje drogę informując zarazem o braku opłaty za zwiedzanie.




Przy przekroczeniu progu pierwszej z sal od razu napotykamy sztandar muzeum klubu jako pierwszy z eksponatów, choć wcale nie narzucający się zwiedzającym. Dalej jest tak jak przykazane czyli na ścianie w ciekawy i nowoczesny sposób przedstawiona została historia początków klubu. Jednak nie będziemy tu powielać tych informacji, może kiedyś napiszemy osobny post o klubie, dlatego pozwolimy sobie spuścić woalkę tajemnicy na tę część ekspozycji. A kto czuje potrzebę natychmiastowego zaspokojenia głodu wiedzy w tym aspekcie, wierzymy, że ten zapewne znajdzie z łatwością niezbędne informacje na wielu innych portalach. Póki co chcemy się skupić na eksponatach, a te - możecie nam wierzyć robią wrażenie. Nie tylko ilość zdobytych medali czy pucharów, ale także różnorodność dyscyplin w jakich je zdobywano na przestrzeni ponad stu lat od założenia "wojskowych". Kogo te rarytasy interesują najbardziej, ten powinien od razu swe kroki skierować ku schodom wiodącym na piętro ekspozycji, Tym którzy jednak postrzegają Legię jako klub przede wszystkim piłkarski i nie chcą tak od razu wychodzić z tego dość uproszczonego widzenia sprawy, doradzamy skupienie się na parterowej części wystawy.





Jednym z ciekawszych eksponatów są buty i piłka z czasów przedwojennych umieszczone na tle współczesnych im plakatów informujących o rozgrywkach o mistrzostwa ze słynnymi Makabi Warszawa i Pogonią Lwów. Choć dla porządku dodajmy, że chodzi o dwa zupełnie inne tytuły. Dalej idąc przez wystawę, możemy się zapoznać z pocztem prezesów klubu, ale dużo bardziej interesujące naszym zdaniem są dalsze gabloty. Jak chociażby ta która można by określić mianem "galerii sław". Tą część ekspozycji rozpoczyna wspomnienie poświęcone dwóm największym legendom Legii czyli Lucjanowi Brychczemu i Kazimierzowi Deynie. A poczet ten zamyka piłkarz, który ciągle jeszcze nie jedną stronicę w historii klubu z Łazienkowskiej może zapisać czyli Jakub Rzeźniczak. Wiele wskazuje na to, że to własnie On może pobić aktualny rekord 452 meczów rozegranych w barwach Legii, ustanowiony przez pana Lucjana rzecz jasna. 





W kolejnych dwóch mniejszych pomieszczeniach są ekspozycje tematyczne - jedna poświęcona samemu stadionowi, a druga pierwszej przygodzie z piłkarską Ligą Mistrzów w latach 90. XX wieku. O ile ta druga wystawa to prawdziwie sentymentalna podróż do krainy wspomnień o tych na poły legendarnych przez długie lata czasach. To na tej pierwszej można dotknąć krzesełek, ławek a nawet reflektorów i lamp świadomie zachowanych ze starego a dla wielu pokoleń warszawskich kibiców wręcz kultowego stadionu. W naszej opinii zestawienie to doskonale koresponduje ze wspomnianym wcześniej a przez wielu nazywanym złotym okresem w historii klubu z Łazienkowskiej 3 - a adres jako jedna z niewielu rzeczy pozostał niezmieniony od tego czasu. Co dobitnie widać na umieszczonych wielkoformatowych zdjęciach obecnego obiektu na którym są rozgrywane przez klub mecze piłkarskie w ekstraklasie i znowu po latach w europejskich pucharach. 


Wzrok wszystkich zwiedzających w głównej części ekspozycji z pewnością przyciąga czerwony motocykl. Za tym spojrzeniem musi iść - zdziwienie, co motocykl robi w muzeum Legii? Wszystko wyjaśni się gdy spojrzymy dokładnie na ten wielkogabarytowy eksponat. Tabliczka z napisem "Adler 1938" umieszczona na przednim błotniku jednośladu, pozwala wydedukować dosyć trafnie, że jest to świadek i uczestnik przedwojennych zmagań sportowych. Bowiem WKS Legia już od 1930 r. posiadała sekcję motocyklową - której herb jest zawieszony nad wspomnianym eksponatem. Warto tu na marginesie dodać, że jeden z jej czołowych zawodników - Józef Docha był powojennym współtwórcą zrębów ligi żużlowej w Polsce.




Generalnie przez całość ekspozycji przewija się plejada znanych nazwisk z krajowych i międzynarodowych aren sportowych, rywalizacji zarówno w wydaniu klubowym, jak i reprezentacyjnym, a także olimpijskim. Zawodnikom mającym udział w tej ostatniej wymienionej kategorii choć bez wątpienia pierwszej pod względem prestiżowym, poświęcona jest osobna - największa z umieszczonych w przestrzeni muzeum tablic. Z czytelnego jej układu możemy prześledzić zasługi zawodników klubu w zdobywaniu medalowych pozycji, aż do ostatnich Igrzysk w Rio. Jednak są też i osiągnięcia wcześniejszych Olimpiad jak Atlanta, Barcelona, Seul czy Moskwa lub Montreal - a jest to zaledwie mniejsza część z pośród wszystkich wypisanych tamże.




Przyglądając się uważnie poszczególnym z wystawionych trofeów, rychło zapewne przyjdzie gościom mniej obeznanym z historią klubu, zweryfikować dosyć mylne wrażenie, że Legia tylko piłką nożną jako klub stała czy też nadal stoi. Z łatwością zauważyć można kije hokejowe, rakiety tenisowe, rękawice bokserskie przekazane z dedykacją przez co bardziej utytułowanych zawodników poszczególnych sekcji. Także po formie pucharów czy wizerunkach na nich umieszczonych dowiemy się, że sukcesy były nie tylko i w lekkiej atletyce, ale także i w rywalizacji kobiet w piłce wodnej i to z ostatnich kilku lat.


Całość ekspozycji nie przytłacza zwiedzającego, a różnorodność i ilość zgromadzonych eksponatów, zachęca do bliższego zapoznania się z historią klubu z Łazienkowskiej 3. Na nas ogromne wrażenie zrobiły w sumie banalne z pozoru legitymacje członkowskie zwykłych zawodników, wcale nie tych największych nazwisk jak Pisz, Pawłowski, Piątkowski czy Smalcerz - które same rzucają się w oczy. Fajnie, że pamiętano także o tych adeptach - którzy potem wylewanym na treningach, czy imprezach trochę mniejszej może rangi, także tę historię wielkiej Legii pisali. 



Klub swą wielkość potwierdza nie w ostatnio otrzymanej Nagrodzie Miasta Stołecznego Warszawy za zasługi dla Stolicy, choć ta ma miłą formę Syrenki - ale przede wszystkim w doborze eksponatów także mówiących choć trochę o trudniejszym aspekcie sportu w PRL. Kto zechce - nie będzie musiał długo szukać nazwisk prezesów klubu z tamtego okresu - bo od razu trafi na nie wraz ze zdjęciami, a sztandar umieszczony u sufitu na swym awersie odkryje datę i dedykację z roku 1966 od Stołecznego Komitetu Frontu Jedności Narodu. 


Dystans do swej historii także tej nie tak odległej z łatwością można odczytać z licznie zgromadzonych karykatur, czy wyeksponowanego mandatu za stosowanie pirotechniki przez obecnego prezesa klubu. To co Nam się wydaje szczególnie ważne to symbolicznie górujący portret marszałka Józefa Piłsudskiego tuż przy wejściu na ekspozycję - niejako na wprost wspomnianego wcześniej sztandaru oraz tablica na filarze zewnętrznej elewacji stadionu przy wejściu do muzeum - poświęcona Kazimierzowi Deynie. To pokazuje w sposób absolutnie jednoznaczny skąd klub chce czerpać swą tradycję i kogo stawia za wzór kolejnym pokoleniom wychowywanych nie tylko zawodników, ale przede wszystkim po prostu młodych ludzi.

Na koniec nie pozostaje Nam nic innego niż jak zwykle zaprosić Was do spaceru ulicami Warszawy, a jeśli Wasze kroki, świadomie lub nie, zaprowadzą w okolice ulicy Łazienkowskiej pod numer 3 to zachęcamy także do skorzystania z możliwości darmowego zwiedzania Muzeum Legii Warszawa.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Złoto-Czerwone

Tym razem post będzie nietypowy, bo w zasadzie tylko informacyjny. Każdy bowiem z naszych czytelników chyba wie, a przynajmniej taką mamy nadzieję, jakie są oficjalne barwy i flaga Warszawy. Można je zobaczyć nie tylko na środkach komunikacji miejskiej, ale również w herbie. Flaga składa się z dwóch poziomych pasów o równej szerokości. Zgodnie ze Statutem miasta "Barwami Miasta są kolory żółty i czerwony ułożone w dwóch poziomych, równoległych pasach tej samej szerokości, z których górny jest koloru żółtego a dolny koloru czerwonego".  W wielu źródłach zaś kolor żółty jest zwany kolorem złotym. Decyzja ta wprowadzona została w życie jeszcze w okresie dwudziestolecia międzywojennego. Bezpośrednio po wojnie jednak nie powrócono do niej. Stało się to dopiero na mocy Uchwały Rady Miasta Stołecznego Warszawy nr 18 z dnia 15 sierpnia 1990 r. w sprawie "przywrócenia tradycji przedwojennej w zakresie herbu, barw miejskich, pieczęci...".  Wielu z naszych czytelników ch

Kim jest Hajota?

Spacerując ulicami często patrzymy na ich nazwy. Gdy noszą one czyjeś nazwisko to w większości wypadków wiemy, lub przynajmniej coś nam się kojarzy, kim ta osoba była, czym sobie na taki zaszczyt zasłużyłam. Zdarza się jednak inaczej, część patronów jest bardzo tajemnicza. O takim właśnie tajemniczym patronie chcemy Wam dziś opowiedzieć. Wśród wielu cichych uliczek na Starych Bielanach znajduje się jedna, która szczególnie nas dziś interesuje - Ulica Hajoty.  Jak podaje Jarosław Zieliński w swojej książce Bielany : przewodnik historyczno-sentymentalny ulica ta istnieje od 1928 roku. Informacja ta znajduje swoje potwierdzenie w książce Jana Kasprzyckiego Korzenie miasta. T. 5 , w którym możemy przeczytać bardzo interesujący fragment.  Właścicielami krasnoludkowych domków byli przeważnie ludzie niezamożni, ale prości i życzliwi, którzy w swych ogródkach chętnie widzieli małych miłośników przyrody. Pozwalali patrzeć z bliska na grządki kwietne i warzywne, na harcujące na s

Pan Wołodyjowski na Bielanach

Każdy kto czytał "Pana Wołodyjowskiego" Henryka Sienkiewicza lub chociaż widział ekranizację Jerzego Hoffmana, powinien bez trudu rozpoznać kim jest postać w białym habicie. To pułkownik Jerzy Michał Wołodyjowski, który z inicjatywy miejscowego proboszcza, ks. Wojciecha Drozdowicza, na początku 2008 roku zagościł na wieży kościoła pokamedulskiego na Bielanach. Blisko dwumetrowa postań ma twarz Tadeusza Łomnickiego, a jej autorem jest Robert Czerwiński. Pojawieniu się Małego Rycerza towarzyszyło skomponowanie przez Michała Lorenca hejnału "Memento mori", który rozbrzmiewa z wieży kościelnej. Sam kościół, początkowo drewniany, wraz z budynkami klasztornymi wzniesiony został dla zakonu kamedułów, sprowadzonych z bielan krakowskich, w XVII wieku. Jego fundatorami byli królowie Władysław IV i Jan Kazimierz. W latach 1669-1710, w stylu późnobarokowym, zbudowany został kościół murowany oraz założenia klasztorne wraz z 13 eremami. Wnętrza kościoła zdobi stiukowa